Magdalena Wczesna i... jachtostop. - Blog FOTOJOKER.pl

Magdalena Wczesna i… jachtostop.

jachtostop

Jedni uważają, że to strasznie głupie i niebezpieczne. Mają Nas za lekkomyślnych, beztroskich i nieodpowiedzialnych. Drudzy twierdzą, to że cudowne i odważne. Podziwiają Nasz upór w dążeniu do celu, chęć poznawania świata. Wspierają Nas gdy po raz kolejny wyruszamy spełniać marzenia. Jak autostop wygląda oczami osoby, która zrobiła z niego swój pomysł na życie? O tym poniżej. 

W swoją pierwszą autostopową podróż wyruszyłam 5 lat temu.

W tamtym momencie nie miałam pojęcia czego się spodziewać i jak to wszystko zorganizować, a cała moja wiedza opierała się na opowieściach znajomych czy notkach przeczytanych na przypadkowych blogach i forach podróżniczych. Zaczęłam od określenia sobie celu wyprawy – padło na Włochy. W ten sposób po kilku dniach wyruszyłam z Poznania do Ljubljany, a następnie do Wenecji, Rimini i Bergamo skąd samolotem chciałam wrócić do Polski. W tamtych latach, Couchsurfing (strona zrzeszająca ludzi z całego świata oferujących darmowy nocleg czy pomoc w zwiedzaniu miasta) nie był jeszcze tak popularny i noce we Włoszech spędziłam w namiocie przy stacji benzynowej oraz na lotnisku.

jachtostop

To co najbardziej zapadło mi w pamięć i w dużej mierze sprawiło, że zakochałam się w autostopie to dobroć i życzliwość napotykanych po drodze osób. Każdy dobry, nawet drobny gest czy uśmiech skierowany w moją stronę wynagradzał mi po stokroć trudy związane z podróżą. Ludzie nie tylko podwozili mnie w wyznaczone miejsce, ale też dzielili się ze mną jedzeniem, opowiadali historie ze swojego życia, czasami nadrabiali kilometrów abym trafiła do lepszego punktu na trasie. Szybko przestawali być tylko kierowcami, a stawali się moimi przyjaciółmi.

jachtostopPo powrocie do kraju długo byłam pod wrażeniem wszystkiego co przeżyłam podczas tej podróży i obiecałam sobie, że to powtórzę. I tak jeżdżę do dziś, totalnie zakochana w swoim hobby.

Na moim funpage (magdawpodrozy) dostaje często pytania; jak zacząć podróżować autostopem, jak się przygotować, co ze sobą zabrać itp. Doskonale to rozumiem. Pamiętam jak podczas swojego pierwszego wypadu kupiłam ogromną ilość zupek chińskich, aby zaoszczędzić na jedzeniu w trasie. Totalnie nie pomyślałam o tym, że muszę zagotować gdzieś wodę i posiadać miseczkę, aby je zjeść. Dzisiaj jestem dużo mądrzejsza i bogatsza o doświadczenia, chociaż wciąż z każdą podróżą uczę się czegoś nowego i lepiej poznaje samą siebie.

W odpowiedziach, które Wam wysyłam, ciągle powtarzam, że tak naprawdę wszystko zaczyna się od tego pierwszego kroku. Zaplanować trasę i po prostu wyjść z domu. Wszystkie bariery, które nas ograniczają tak naprawdę są tylko w naszych głowach. Gdy już zbierzemy się na odwagę, założymy plecak, zamkniemy za sobą drzwi, złapiemy pierwsze auto i po prostu zaufamy przeznaczeniu, wszystkie troski przestaną się liczyć. Możemy odkryć świat pełen dobrych ludzi, pięknych miejsc i wspaniałych przeżyć.

Oczywiście zdaję sobie również sprawę z niebezpieczeństw, które możemy napotkać podczas takiej podróży i jeśli boicie się sami wyruszyć w drogę, a wśród znajomych ciężko Wam znaleźć towarzysza na wyjazd to możecie poszukać kompana na jednej z grup autostopowych na Facebooku. Ja kilka razy poznałam w ten sposób ludzi, z którymi organizowałam później jakieś wyjazdy.

Co roku w różnych miastach odbywa się również wyścig autostopowiczów – wybierając tą opcję nie musicie martwić się o to co zrobicie po dotarciu na miejsce ponieważ organizatorzy rezerwują pola namiotowe dla uczestników (płatne) oraz dbają o rozrywkę na miejscu.

 jachtostopZałóżmy jednak, że poszliście w moje ślady i zdecydowaliście się podróżować na własną rękę. To co ze sobą zabierzecie w dużej mierze zależy od tego jak chcecie zorganizować taki wyjazd – czy zamierzacie spać w hostelu, u znajomych czy raczej gdzieś na dziko. Możecie też liczyć na gościnność miejscowych ludzi.

Ja w każdą dłuższą podróż zabieram namiot, wygodne buty (zwykle takie, których używam do biegania) oraz drugie lekkie, na wypadek upałów lub ulewnego deszczu (lepiej przemoczyć sandały niż buty, w których zamierzacie pokonywać długie trasy). Biorę też latarkę, dokumenty (plus ksero/zdjęcie dowodu bądź paszportu), kilka ubrań, jakieś konserwy, scyzoryk w zestawie z otwieraczem i korkociągiem, powerbanki i kilka ładowarek oraz kabli USB (nie wiem dlaczego, ale zawsze je gubię), śpiwór, środki higieny osobistej, czasami papierową mapę oraz zeszyt do zapisywania wszystkiego co akurat przyjdzie mi do głowy. Oczywiście zabieram też telefon, to bardzo ważny towarzysz podróży.

Zawsze staram się wziąć tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Każda podróż przestaje być przyjemnością, gdy w upale dźwigamy 20 kg w plecaku.

jachtostop

Niedawno porwałam się na swoją pierwszą podróż jachtem, a konkretniej jachtostopem – idea ta sama co w przypadku autostopu, z tą różnicą, że zamiast samochodu próbujemy złapać jacht.

Można to robić na kilka sposobów

Istnieją strony na których umieszcza się ogłoszenia np: findacrew, crewbay – zakładamy konto i szukamy. Często kapitanowie jachtów sami szukają załogi i wysyłają oferty. Zwykle obowiązuje zasada – dorzucamy się do jedzenia/paliwa. Czasami zdarzają się przeloty za free. Jeśli posiadacie jakieś patenty możecie po prostu pracować na jachcie i nie tylko przeżyć fajną przygodę, ale również zarobić na tym jakieś pieniądze.

Na Facebooku są grupy: jachtostopowicze czyli my, findacrew – tutaj również pojawiają się ogłoszenia z ofertami pracy/żeglugi. I ostatnia opcja -zostawienie ogłoszeń w marinach. Pytanie ludzi w portach czy nie potrzebują załogi.

Ja miałam ogromne szczęście i trafiłam na załogę płynącą z Portugalii na Wyspy Karaibskie. Niewiele się zastanawiając rzuciłam pracę i swoje pozornie poukładane życie w Poznaniu i wyruszyłam na 21 dniowy rejs po Oceanie Atlantyckim…

Wszystko zaczęło się w kwietniu, gdy wylądowałam w stolicy Portugalii.

Nie wiedziałam jeszcze jak odmieni się moje życie. Początkowo planowałam spędzić noc na lotnisku w Lizbonie, znalazłam jednak hostel droższy tylko o 3 euro od przechowalni bagażu więc zebrałam wszystkie swoje rzeczy, zrobiłam rezerwację i udałam się pod adres znajdujący się na stronie internetowej. Szybko zrozumiałam skąd tak niska cena, w ośmioosobowym pokoju ściany pokryte były wilgocią, małe szpary w oknach przepuszczały nikłe powiewy świeżego powietrza przez co w środku panował okropny zaduch. Przez pierwsze kilka minut patrzyłam na to załamana, później przypomniałam sobie, że i tak nie stać mnie na nic lepszego, więc nie ma sensu rozpaczać. Rozłożyłam na łóżku śpiwór, weszłam pod prysznic i w dużo lepszym humorze wybrałam się zwiedzić Lizbonę nocą.

Kolejnego dnia wstałam wcześnie i znów wyruszyłam odkrywać te piękne miasto. Zawsze powtarzam, że każde miejsce ma dwa zupełnie różne oblicza – za dnia i w nocy. Tym razem ta teoria również sprawdziła się w 100%.  Błądziłam między krętymi brukowanymi uliczkami zachwycając się uroczą sielanką tego miasta i próbując lokalnych smakołyków.

Po południu wyruszyłam do Algrawe, gdzie miałam spotkać się z moim przyszłym kapitanem i resztą załogi. Byłam podekscytowana i zachwycona. Nie wiem dlaczego, ale zupełnie się nie bałam. Gdy byłam jeszcze w Polsce miałam milion wątpliwości – co jeśli sobie nie poradzę? Jeśli mnie nie polubią? A może mam chorobę morską? Jak wytrzymam tyle dni na tak małej przestrzeni z zupełnie obcymi ludźmi?

jachtostop

Jednak gdy byłam już w trasie czułam wyłącznie radość i ekscytację.

Z dworca w Algrawe odebrał mnie kapitan jachtu. Dowiedziałam się, że nasza łódź jest jeszcze w trakcie remontu i stoi w stoczni, ale mam do dyspozycji apartament w którym mieszkają. Po dobie w obskurnym hostelu wygodne łóżko w pięknym hotelowym pokoju wydawało mi się iście królewskim miejscem.

Kolejne dni mijały mi na zwiedzaniu miasta, wspólnych posiłkach i rozmowach z załogą, treningach i czytaniu. Był to czas pełen spokoju, beztroski i radości. W końcu z początkiem maja wypłynęliśmy. Pierwsze kilka dni rejsu jest zawsze najgorsze i decydujące – to wtedy przekonujemy się czy nie męczy Nas choroba morska i jak znosimy warunki panujące na łodzi.

Wszyscy włącznie ze mną byli ogromnie zdziwieni ponieważ nie odczułam żadnych dolegliwości związanych z wypłynięciem na ocean. Jedna z załogantek przez pierwsze 3 dni na zmianę spała i wymiotowała. Kolega, który również płynął po raz pierwszy, chorował przez 2 dni i cały rejs nie czuł się zbyt dobrze, a każda większa porcja jedzenia była dla niego problemem. A ja? Wesoło podśpiewując uczyłam się jak chodzić, spać i gotować podczas nieustającego bujania łodzi. Poznawałam tryb życia żeglarzy; dzienne i nocne wachty. Odkrywałam piękno zachodów i wschodów słońca, bezkres oceanu, stada skaczących wesoło delfinów. Patrzyłam na niebo usiane gwiazdami aż po horyzont i fosforyzujące nocą wodorosty. Nigdy nie doświadczyłam aż takiej ilości piękna i jedności z naturą.

Po kilkunastu dniach rejsu wszystko zaczęło zlewać się w jedną całość. Przywykliśmy do rutyny panującej na jachcie. Do codziennych przyjemności i obowiązków. Czas mijał powoli, a my stawaliśmy się jedną wielką rodziną.

Wiem, że nigdy tego nie zapomnę – moment gdy po raz pierwszy znalazłam się na otwartym oceanie, w długim na 22 metry jachcie z garstką (wtedy jeszcze) obcych mi ludzi, zawsze będzie stanowił punkt zwrotny w moim życiu. To wtedy postanowiłam, że zrobię wszystko, aby moje życie było jedną wielką podróżą i niezapomnianą przygodę, którą warto opowiedzieć nie tylko słowami, ale i zdjęciami.

Pod koniec rejsu zaczęłam się niecierpliwić – wiedziałam, że czekają na mnie nowe przeżycia, a świat wzywa mnie w dalszą podróż.

jachtostopNa wyspie spędziłam prawie 3 tygodnie. Sypiałam pod namiotem na plaży, u osób z Couchsurfingu oraz na jachtach kotwiczących w Marinie. Zjechałam wyspę wzdłuż i wszerz. Zobaczyłam piękne plaże i wodospady. Wspięłam się na szczyt wulkanu, poznałam miejscowych ludzi oraz wzięłam udział w marszu z pochodniami upamiętniającym rocznicę zniesienia niewolnictwa na Karaibach.

Gdy po 20 kilku dniach łapałam stopa na lotnisko w Fort-de-France skąd miałam samolot do Paryża wiedziałam, że nie będzie to moja ostatnia przygoda z jachtami.

Obecnie przygotowuję się do swojej wymarzonej podróży po Indiach. Odkąd pamiętam fascynowały mnie kraje zupełnie odmienne od Europy. Gdy moi znajomi marzyli o wakacjach w Dubaju, ja szukałam tanich lotów do Afryki. Gdy koleżanki opowiadały o wycieczkach all inclusive, ja sprawdzałam ceny pociągów w Azji i szukałam tanich hosteli.

Pociąga mnie brutalna prostota ubogich Indii i wyjątkowa odmienność, którą spotykamy tam na każdym kroku. Zamierzam spędzić w tym kraju minimum miesiąc, a podróż zaczynam w październiku w Delhi, zakończę ją w Mumbaju. Po drodze chcę odwiedzić 13 miast, wziąć udział w festiwalu Diwali, wjechać na słoniu na fort w Amber, spędzić noc z Hindusami w Złotej Świątyni w Amritsar i jak najlepiej poznać miejscowych ludzi oraz ich kulturę. Wierzę, że znów będę miała co opowiadać i przeżyję niejedno.

Sprawdzajcie co u mnie na moim FB lub na moim Instagramie. Cześć!

O autorze Zobacz wszystkie wpisy

Rafał Wałęka

Prowadzący ten blog i Redaktor naczelny drukowanego magazynu "Foto CEWE inspiracje". Zawodowo Specjalista ds. Content Marketingu, a prywatnie fan książek, dobrego filmu oraz sportu i fotografii.

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *